Kryminały mają to do siebie, że zawsze pasują. Do nastroju, pogody
i miejsca, w którym jestem. Są dobre na wszystko. A jeśli są dobre same w
sobie, to wtedy jest wyjątkowo.
Klasyczny kryminał. Jedna wyspa i kilka osób. I trup. Nie jeden,
bo co chwilę ktoś zostaje zamordowany. Aż dziwne, że jeszcze ktoś pozostał
żywy. Bo przecież potrzebni są podejrzani. Wszyscy. Otoczeni sztormem i
mnóstwem nienawiści. Każdy mógł to zrobić. Bo i każdy miał powód.
Opowieść, która zaskoczyła mnie na samym końcu. Bo przecież tak
sobie myślałam, że to niemożliwe. A jednak było możliwe. Dlatego czytało mi się
dobrze, bardzo dobrze. I jedyne czego brakowało mi przy tej lekturze to burza.
Intensywna. I wtedy byłoby idealnie.
Opis książki:
Na odciętej od świata rajskiej wyspie rozpoczyna się
krwawa wyliczanka. Wśród jedenastu mieszkańców znajduje się morderca…
Członkowie bogatej i szanowanej rodziny Spyropoulosów
są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Gdy niebo nad Wyspą Ptaków zasnuwają
ciemne chmury, a na ziemię spadają pierwsze krople deszczu, rozpoczyna się
seria morderstw. Każdy dzień obnaża kolejne rodowe sekrety, dotychczas
skrzętnie ukrywane za zasłoną kłamstw i niedopowiedzeń. Spyropoulosowie pokażą
swoje prawdziwe twarze.
Czy komuś uda się przeżyć i powstrzymać
mordercę?
Moja ocena 4.5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz