piątek, 28 listopada 2014

Ana María Matute - "Bezludny raj"


Nigdy nie przyszło mi do głowy, że nieobecność może zajmować tyle miejsca, znacznie więcej niż obecność.



Historia utkana z magii, z delikatnych drgnień świateł, z maleńkich cieni podglądanych przez dziurkę od klucza, umykających pośród szeptów. Przepełniona tęsknotą, melancholią i nostalgią. Pełna niecodziennych drobnych cudów, zachwytów, igiełek bólu, zaczarowanych światów. Niesamowita opowieść zamknięta pod okładką ze złotym jednorożcem. Opowieść o małej dziewczynce, tak maleńkiej jak krasnalek, pływającej korytarzem w łódeczce z gazety, chłonącej świat jak gąbeczka i widzącej więcej niż wydawałoby się to możliwe.

"Bezludny raj" to książka magiczna, trochę oniryczna, a z drugiej strony lekko autobiograficzna. Malowana obrazami przesuwającymi się niczym szkiełka kalejdoskopu. Ubrana w przepiękny liryczny język, który otula niczym ciepły pled. Wzruszająca i refleksyjna opowieść o przemijaniu i zatracaniu czarów codzienności, o tęsknocie za czymś co już nie wróci, o dojrzewaniu i dorastaniu. 

Opowieść, która prowadzi nas za rękę do naszego zgubionego dzieciństwa. Poruszyć te zardzewiałe mechanizmy własnej wyobraźni i zastane drgnienia serca, o których dawno już zapomnieliśmy. I przywołać nasze własne światy, w które kiedyś wierzyliśmy, że istnieją, schowane tuż pod podłogą albo ukryte za drzwiami. Na nowo uwierzyć w to, że dziurka od klucza to czarodziejskie drzwi, za którymi czeka bajkowy świat. Niezwykle piękna, wzruszająca i mądra książka.




Opis książki:
Hiszpania w przededniu wojny domowej.
Adriana jest późnym dzieckiem, najmłodszym z czwórki rodzeństwa. Urodziła się nie w porę, w rodzinie, w której nie było już miłości. Rodzice, zaabsorbowani swoimi sprawami, nie umieją zająć się córką. Dziewczynką opiekują się Niania María i kucharka Isabel. Adriana różni się od koleżanek ze szkoły, rzadko się odzywa, nie bierze udziału w zabawach. Odbiera rzeczywistość mocno, tak intensywnie, jak zdarza się tylko w dzieciństwie. Życie Olbrzymów ją przeraża, więc ucieka we własny świat, w którym odblaski światła są słowami magicznego języka, ciemność działa jak szkło powiększające, a szafy układają się w tajemnicze miasta. W wyprawach do świata fantazji towarzyszy jej Gawryła, syn rosyjskiej baletnicy mieszkającej w sąsiedztwie. Czytają razem książki, bawią się w teatr, zwierzają się sobie z poważnych dziecięcych kłopotów. Jest tylko jeden szkopuł: matka dziewczynki nie akceptuje tej znajomości.

Pod hasłem - szczęście&nieszczęście
Klucznik (autor nie żyje)
 
Moja ocena 6/6


5 komentarzy:

  1. Też czytałam, dawno temu w prawdzie ale jednak, tę książkę i bardzo mi się podobała. Właśnie zaczęłam się zastanawiać poważnie, gdzie ją mam, bo miałam swoją, a teraz... hmmm... na półeczce nie stoi :P Niepokojące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie niepokojące, koniecznie poszukaj, bo to wyjątkowa i magiczna historia i szkoda, żeby się gdzieś zapodziała w niebycie :)

      Usuń
  2. Serię z Miotłą kupuję i czytam namiętnie, więc pewnie prędzej czy później trafiłabym i na tę książkę, ale po Twojej recenzji zapisuję sobie tytuł i rozpoczynam poszukiwania. Powinna mi się spodobać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dopiero powoli poznaję serię z miotłą :) Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  3. Czy to bardzo tragiczna opowieść?

    OdpowiedzUsuń