Najlepiej martwić się drobnymi sprawami. Sprawami, którym martwienie się może pomóc.
Skromność to tylko zamaskowana arogancja.
Terry
Pratchett to autor, z którym mi zawsze nie po drodze. Mijamy się w bibliotece,
a kiedy już się spotykamy - nie mamy na siebie ochoty. Ale Terry Pratchett to
autor, o którym uwielbiam słuchać. Opowieści o Świecie Dysku są mi bliskie i
bawią mnie niezmiernie, ale wtedy kiedy ktoś mi je opowiada. Bo z ich czytaniem
jestem na bakier.
"Długa
ziemia" to historia, która przyciąga fabułą, nazwiskami autorów i piękną
okładką. To opowieść, której koncepcja opiera się na istnieniu światów
równoległych, podobnych, ale nie identycznych. Mających ogromną zaletę - brak
ludzkich mieszkańców. Łatwość z jaką można zdobywać kolejne światy się się
błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie. Wystarczy jeden krok by znaleźć
się poza Ziemią Podstawową. I tak rozpoczyna się migracja razem z kolonizacją.
Książkę
momentami czytało mi się trudno. Nie mogłam się na niej skupić, fabuła uciekała
spomiędzy liter, wątki gubiły się i urywały nagle, traciłam zapał i
zainteresowanie szukając jakiś punktów zaczepienia. Czasem nie udawało mi się
ich znaleźć. To co wzbudzało we mnie wiele emocji, to odkrywanie kolejnych
światów. Poznawanie roślin, zwierząt i hominidów je zamieszkujących. Ale miałam
poczucie, że wątki socjologiczne zostały zepchnięte na dalszy plan, często były
traktowane pobieżne i tak jakoś nijako. A to one nadawały pełniejszy wymiar tej
historii i kształtowały ją. Wszak cała opowieść osnuta jest wokół społeczeństwa
i socjologii.
Język
powieści jest łatwy w odbiorze, nie ma tu trudnych słów ani zwrotów, ani nazw.
Dialogi są naturalne, mądre, zabawne. Sporo tu czarnego humoru i ironii, wiele
celnych uwag i bezpośredniej kpiny. Ale to tylko dodaje uroku i skłania od
refleksji,
"Długa
ziemia" to dość ciekawy początek na nowy cykl, ale pozostawia po sobie
wiele niedosytu. Niektóre wątki zostały potraktowane skrótowo i pobieżnie,
niektóre gdzieś zniknęły. Zakończenie pozostaje otwarte, nie jest ani dobre,
ani złe, ale pozwala domyślać się co będzie dalej. Albo może lepiej - zgadywać
jak potoczą się losy Długiej Ziemi i jej nowych mieszkańców.
Opis książki:
Rok 1916, front zachodni. Szeregowy Percy Blakeney budzi się, leżąc w świeżej, bujnej trawie. Słyszy głosy ptaków i szum wiatru wśród drzew. Co się stało z błotem, krwią i pooranym pociskami krajobrazem ziemi niczyjej? A skoro już o tym mowa, co się stało z Percym?
Rok 2015, Madison, stan Wisconsin, USA. Policjantka Jessica Jansson bada spalony dom unikającego ludzi naukowca, który zniknął bez śladu. Przeszukując pogorzelisko, znajduje niezwykły przedmiot: pudełko mieszczące w sobie kilka prostych obwodów, trójpozycyjny przełącznik oraz... ziemniak. To prototyp wynalazku, który na zawsze zmieni sposób, w jaki ludzkość widzi świat.
„Długa Ziemia” to pierwsza powieść powstała w wyniku współpracy twórcy Świata Dysku Terry'ego Pratchetta ze znanym autorem science fiction Stephenem Baxterem. Opowieść przenosi czytelników na krańce Ziemi i o wiele dalej. Wystarczy jeden krok...
Czytam opasłe tomiska - 365 stron (tom 1, cykl Długa Ziemia)
Moja ocena 3.5/6
Cieszę się po cichu z tej recenzji, bo Długa ziemia czeka na mnie już od roku i jakoś ciągle podświadomie ją omijam. Nie wierzę zbytnio, że to jakaś ponadprzeciętna rzecz i widzę, że mam dobre przeczucia. Pratchetta lubię za Świat Dysku właśnie, ale chyba tam powinien pozostać. Może zdarzyć się też tak, że Długą ziemię odpuszczę sobie zupełnie. Nie lubię niedosytu ;)
OdpowiedzUsuńCieszą mnie Twoje słowa ;) Nigdy nie czytałam Świata Dysku, chociaż lubię słuchać o tych ciekawych pomysłach. Natomiast "Długa Ziemia" to dla mnie przede wszystkim niedosyt i powierzchowność. Niektóre tematy pouciekały, nie zamknięte, nie wyjaśnione. A może to ja czytałam zbyt nieuważnie? Po kontynuację raczej nie sięgnę.
Usuń