poniedziałek, 29 grudnia 2014

Marsha Mehran - "Zupa z granatów"


Bo życie - czy tego chcemy cz nie - potoczy się dalej, z nami lub bez nas i zawsze będzie kwitło w czyimś ogródku nadając smak kolejnej zupie z granatów.

Wiecie jak smakuje zupa z granatów? Albo słoniowe ucho? A może abguszt? Ja nie wiedziałam. Nadal nie wiem. Ale teraz potrafię sobie wyobrazić ich smak, fakturę, zapach. Bo ta książka pachnie. Naprawdę. Z każdej strony unosi się pobudzający zapach przypraw i niecodziennych potraw. Ten zapach czaruje.

Fabuła powieści nie stanowi większego zaskoczenia, wszystko leniwie toczy się po dobrze znanych, schematycznych torach. Stukając do czasu do czasu na nierównościach, by zakończyć się w dość przewidywalny sposób. Trochę nuda. Ale to nie fabuła, wartka akcja czy zaskakujący finisz stanowią sedno tej opowieści. Ono jest zupełnie gdzie indziej.

Powieść uwodzi swoim orientalnym smakiem i aromatem. I swoją prostotą. Bo to prosta opowieść o uczuciach i emocjach. O przyjaźni, tolerancji, miłości, dobroci, nienawiści, zazdrości, samotności, strachu, braku tolerancji, zagubionej własnej ścieżce. To opowieść o tym, co nosimy sami w sobie, chociaż czasem się do tego nie przyznajemy. I o tym czego szukamy, czasem gdzieś zupełnie daleko i nieskutecznie, by z zaskoczeniem odkryć, że znaleźliśmy to całkiem blisko. Bliżej niż wyciągnięta dłoń i jedno uderzenie serca




Opis książki:
Zupa z granatów to historia trzech sióstr, które przybywają do małego irlandzkiego miasteczka po ucieczce z ogarniętego rewolucją Iranu. Kupują nieczynną od ośmiu lat piekarnię i przekształcają w irańską restaurację. Niestety, ani egzotyczna uroda sióstr, ani aromatyczne potrawy nie wzbudzają entuzjazmu ksenofobicznej społeczności. Mieszkańcy solidarnie i ostentacyjnie omijają Café Babilon. Siostry wierzą jednak w ludzką życzliwość i próbują zjednać sobie miasteczko specjałami irańskiej kuchni. Opowieść Mehran, podobnie jak Przepiórki w płatkach róży czy Czekolada, przemawia do wyobraźni czytelnika poprzez zmysł smaku. Każdy rozdział otwiera, niczym motto, przepis kulinarny, wprowadzający w nastrój kolejnych epizodów. Smak jest również bohaterem samej powieści. Dzięki potrawom następuje brzemienne w skutki zderzenie dwu różnych kultur irańskiej egzotyki i irlandzkiej swojskości. Zupa z granatów jest pierwszą powieścią Marshy Mehran 


Klucznik (wstrząśnięte, niezmieszane)
Pod hasłem  - jedzenie

Moja ocena 4.5/6  


piątek, 26 grudnia 2014

Clifford Donald Simak - "W pułapce czasu"


Przeznaczenie, czyli sposób w jaki kształtujesz swoje życie... tak, jak powinno się toczyć, jakim powinno się stać, jeżeli będziesz słuchał cichego głosu podpowiadającego ci w wielu punktach zwrotnych i na krzyżujących się drogach egzystencji.


Galaktyka. Odkryta. Cała we władaniu ludzi. Statki kosmiczne latające w dowolne miejsce. Roboty i androidy na służbie człowieka, pomagające władać i kontrolować Wszechświat. Ziemia stolicą Galaktyki. Gwiazdy obdarte z tajemnic. I tylko jeden system gwiezdny oparł się władaniu ludzi - Łabędzia-61. Wizja przyszłości, w której świat wygląda kompletnie inaczej. Tylko czy lepiej?

Dobry pomysł na fabułę, który nie został w pełni wykorzystany. Poplątane, przenikające się nawzajem i pourywane wątki. Postacie liczne, ale papierowe, pozbawione charakteru. Główny bohater, mimo swoich stopniowo odkrywanych supermocy, to raczej sierota ogarnięta amokiem przeznaczenia, pozbawiona inteligencji i własnej osobowości. Historia o przeznaczeniu, kołach czasu i byciu marionetką.

Moje wątpliwości wzbudza również motyw przewodni powieści. Bo ile początkowo myślałam, że chodzi o łamanie schematów, przekraczanie barier i utarcie nosa ludziom, jako istotom wywyższającym się ponad inne stworzenia. Że dążenie do równouprawnienia, równości i poczucia wspólnoty między wszystkimi istotami jest najważniejsze. Ale jednak ten pomysł stopniowo, gdzieś umyka przekształcają się w pogląd, że najważniejsze w życiu nie są istoty żywe, lecz wierność ideom.

Zmęczyła mnie ta historia. Czasem miałam wrażenie, że autor popada w słowotok, bełkot, gubi się w swoich koncepcjach. Zbyt wiele chaosu, zmienności, nierówności. W efekcie, zamiast spójnej opowieści, powstały niepasujące do siebie obrazki, niosące momentami wątpliwe przesłanie.



Opis książki:
Ludzkość opanowała już całą Galaktykę. Jej przedstawiciele docierają do najdalszych gwiazd. Czas i przestrzeń przestały ograniczać Człowieka. Do Christophera Adamsa, dowódcy sił operacyjnych Ziemi, przybywa Morgan, jego następca z przyszłości. Ostrzega on Adamsa przed rychłym powrotem na Ziemię Ashera Suttona, astronauty wysłanego przed dwudziestu laty na odległą gwiazdę 61 Cygni. Adams postanawia zorganizować zasadzkę... 

 Klucznik (wstrząśnięte, niezmieszane)
Moja ocena 3.5/6


sobota, 20 grudnia 2014

Anne Holt - "W cieniu zdarzeń"


Dlaczego pozwalamy, by tak się działo?


Norwegia, kraina chłodu ma w sobie coś magnetycznego, coś co mnie zawsze przyciąga. Pewnie dlatego, tak chętnie sięgam po książki, których akcja dzieje się właśnie w Skandynawii.

"W cieniu zdarzeń" mimo, że nazywany kryminałem, to tak do końca nim nie jest. Dla mnie to bardziej książka obyczajowo-społeczna z wątkiem kryminalnym, bo zagłębiając się w powieści, zaczynamy dostrzegać to drugie dno. Że nie tylko nieszczęśliwy wypadek małego dziecka i podejrzenie o morderstwo, ale przede wszystkim nieszczęśliwe życie i przemoc na co dzień. To nie tylko rozwiązanie zagadki "kto zabił", lecz również omówienie problemu, jakim jest maltretowanie dzieci. Autorka w sposób bardzo bezpośredni, momentami bolesny, prowadzi czytelnika przez kolejno odkrywane karty prawdy, pokazując problem maltretowania z licznych perspektyw, za pomocą oczu i serc ludzi obecnych w środowisku krzywdzonego dziecka. Ponadto autorka zrywa z mitem, że ten temat dotyczy tylko marginesu społecznego. Bo jej bohaterowie to elegancka i wysoko sytuowana rodzina. 

Książkę czyta się szybko, z drżącym sercem i natłokiem myśli. O tym małym chłopcu i  wydarzeniach będących tłem całej opowieści. I chociaż wszystko, zdawałoby się, jest zamknięte w ścisłych ramkach, a zakończenie jest jasne i nieodwracalne, to jednak z  tych ramek wciąż wyślizgują się myśli. Takie maleńkie, ale powracające.

"W cieniu zdarzeń" to dobra książka. To dobry kryminał, ale też dobra powieść społeczno-psychologiczna.  Z mrocznym klimatem, gęstą akcją i napięciem trzymającym do końca. . To mądra i przemyślana opowieść, w której wątek kryminalny to tylko pretekst do omówienia ważniejszych spraw. To historia, która daje myślenia. I, która kończy się tak bardzo smutno.




Opis książki:
W deszczowe piątkowe popołudnie w lipcu 2011 roku ośmioletni jedynak Sander Mohr umiera we własnym domu. Rodzice są zdruzgotani. Inger Johanne Vik, psycholog zajmująca się kryminalistyką, uważa, podobnie jak wszyscy inni, że chłopczyk zginął na skutek tragicznego wypadku. Jedynie młodziutki Henrik Holme, policjant, który zaledwie przed sześcioma tygodniami ukończył szkołę, zaczyna podejrzewać, że być może nie wszystko wyglądało tak kolorowo w zamożnej i pozornie świetnie funkcjonującej rodzinie mieszkającej pod jednym z najlepszych adresów w Oslo. Bez doświadczenia, za to z ogromną siłą woli i intuicją angażuje Inger Johanne w śledztwo, które przynosi nieoczekiwany wynik. W cieniu narodowej katastrofy na wyspie Utøya, która dotknęła Norwegię w dniu śmierci Sandra, tych dwoje usiłuje rozwikłać najbrudniejsze tajemnice rodziny chłopca. Pogoń za prawdą o śmierci ośmiolatka staje się brutalną konfrontacją z uprzedzeniami i znieczulicą, ze wstydem, upokorzeniem i kłamstwami...


 Klucznik (wstrząśnięte, niezmieszane)

Moja ocena 4.5/6