poniedziałek, 31 marca 2014

Siergiej Łukjanienko - "Genom"




Najtrudniejsza jest połowiczna wiedza, połowiczna prawda. Nie daje tej wolności, którą daje niewiedza, nie daje też punktu orientacyjnego jak prawda.

Co to za dziwna rzecz, mowa... Przecież można nią wyrazić wszystko, co się chce, ustnie czy też na piśmie...Rzecz w tym, że najprawdopodobniej zostaniesz źle zrozumiany. I tylko cienka nić słów wiąże istoty rozumne w jedną całość, pozwala się porozumieć. A najbardziej przykre jest to, że gdy próbujesz powiedzieć coś naprawdę ważnego, to nikt cię nie zrozumie. Każdy ma swoje spojrzenie na świat; głupi żart może spowodować czyjeś zainteresowanie i uwagę, podczas gdy ból i smutek pozostaną bez odezwu.


Żyjesz we Wszechświecie gdzie podróże kosmiczne są czymś naturalnym i zwyczajnym, gdzie koegzystują rasy rozumnych istot, na własnych planetach, tworząc swoje terytoria; gdzie istnieją ludzie - spece, którzy są maksymalnie dostosowani do pełnienia swoich funkcji, którzy zostali zaprojektowani by być najlepszymi w wybranych dziedzinach; gdzie modyfikacje genetyczne i ingerencja w genom jest czym normalnym. Żyjesz w świecie gdzie wszystko jest ustabilizowane, a Ty masz do wykonania określoną pracę, pilotowanie statku, w czym jesteś najlepszy. I niby nic nadzwyczajnego, a kończy się tragicznie. To może się zdarzyć? Może zaistnieć? Brzmi ciekawie, intrygująco? Dla mnie bardzo, dlatego z ogromną przyjemnością zagłębiłam się we Wszechświat stworzony przez Siergieja Łukjanienkę.

"Genom" to książka, którą czyta się bardzo dobrze. Już od pierwszej strony trudno się oderwać, kiedy to poznawałam czym są spece, jak funkcjonuje Wszechświat i jakimi prawami się rządzi, aż do samego końca kiedy wszystko się wyjaśnia i nabiera zupełnie innego sensu. Akcja jest wartka, bogata w liczne zwroty, chociaż umiejscowiona w dość małej przestrzeni jaką jest statek kosmiczny, to wbrew pozorom nie wieje nudą. Fabuła jest bardzo dokładnie przemyślana, bogata w liczne szczegóły, spójna i trzymająca w napięciu. Bohaterowie, to przede wszystkim niezwykłe, o głębokich rysach psychologicznych postacie. Każda z nich reprezentuje różne postawy życiowe, różne poglądy oraz różne specjalizacje, które wymuszają na nich ściśle określone emocje, zachowania i formę egzystencji w społeczeństwie. Wybór takich bohaterów to przede wszystkim manifestacja triumfu genetyki, to makieta ucieleśnień wyobrażeń naukowców, idealistów czy marzycieli. To forma realizacji pragnień wielu osób - móc zawsze prawidłowo odczuwać, nie gubić w meandrach wzajemnych nieporozumień, zawsze znać prawidłowy wzorzec zachowania. I chociaż brzmi to bajkowo, pojawia się refleksja, że nie ma nic za darmo. Że eksponując pewne zachowania, emocje, reakcje, jednocześnie ich właściciela obdzieramy z innych, nie mniej ważnych i naturalnych uczuć czy pragnień. Zapełniamy pustkę tylko namiastką, zastępstwem reakcji.

"Genom" to kolejna świetna książka w dorobku autora. To kolejna zaskakująca wizja przyszłości, oparta na ucieleśnieniu marzeń i pragnień, tak bardzo wciąż aktualnych i coraz bardziej możliwych. Tym razem autor zwraca przede wszystkim uwagę na wzajemne relacje i zależności między istotami rozumnymi oraz na to jak bardzo daleko możemy ingerować w osobowość jednostki zmieniając ją w idealny wzorzec. I znów pojawia się tutaj tak wiele pytań, refleksji, frasunków i wątpliwości o moralność oraz etykę przedstawionych zagadnień. Wielu tu mądrych słów, którym warto poświęcić swoją uwagę. 

Co zaskakujące jest to drugi tom dylogii, o czym nie ma żadnej informacji na okładce czy w treści. Pierwszy tom, to "Tańce na śniegu", natomiast w Rosji "Genom" pojawił się wcześniej niż wspomniane "Tańce...". Mimo tych zawirowań w kolejności poszczególnych tomów, nie miałam kłopotów w odnalezieniu się w akcji książki.


Opis książki

W świecie przyszłości modyfikacja genetyczna umożliwia stworzenie człowieka o niebywałych umiejętnościach. Metamorfoza ciała ludzkiego osiąga punkt kulminacyjny w piętnastym roku życia. By ocalić dziewczynkę, która przechodzi właśnie najtrudniejszy etap przemiany mającej z niej uczynić spec-bojownika, Alex Romanow, spec-pilot, musi stawić czoło wyzwaniom, których rozstrzygnięcie zadecyduje o losie jego i całego świata.


Grunt to okładka - kobieta
Czytam fantastykę Pod hasłem - "Bez spacji"
 

Moja ocena: 5/6

piątek, 28 marca 2014

Kaya Mirecka-Ploss - "Kobieta, która widziała za dużo"




Lubię swoje wspomnienia. Bez nich nie byłabym sobą.
Thriller oparty na faktach, brzmi trochę strasznie. Nie wiadomo czego się spodziewać. Dreszczyku emocji? Przerażenia? Pewności, że będzie dobrze, bo skoro autor przeżył to trudno nazwać thrillerem? Poczucia kiczu i tandety? Zbyt optymistycznych napisów na okładce, a w środku przeciętności? Zanim zaczęłam czytać takie właśnie myśli sunęły przez moją głowę. Dodatkowo okładka, trochę dziwna, trochę niepokojącą, sprawiająca wrażenie zupełnie nie pasującej do treści. Z pewną niepewnością poznałam pierwsze zdanie książki, a potem kolejne, następny akapit i rozdział. I nie wiedząc kiedy, ale stopniowo, w szybkim tempie zaczęła się zaczytywać w tej niesamowitej historii.

"Kobieta, która widziała za dużo" to nie jest zwykły thriller, ale jest to opowieść, która zdarzyła się wiele lat temu, naprawdę. I o tym właśnie opowiada autorka. O swojej dziwnej przyjaźni-nieprzyjaźni z Lee Earmanem, o swoim małżeństwie z Sidney'em Plossem, o swoich zdolnościach i głęboko rozwiniętej intuicji, o swojej młodości spędzonej w obozie dla uchodźców, o swoim życiu w komunistycznej Polsce, ale wszystko to o czym pisałam to tylko wątki poboczne, ciekawe, intrygujące, wstrząsające, ale stanowiące tylko tło dla fabuły, którą napisało samo życie. Fabuły, która przede wszystkim opowiada o walce autorki o sprawiedliwość i prawdę. Ta książka to liczne zapiski, notatki, spotkania, których celem było doprowadzenie do skazania i ukarania mordercy dwojga młodych ludzi. Przez ponad dwa lata Kaya Mirecka-Ploss nie ustawała w swoich dążeniach, poświęcając wszystko - małżeństwo, bezpieczeństwo, siebie. Koszty jakie poniosła były ogromne, a odwaga jaką się wykazała trudna do wyobrażenia. W trakcie czytania nasuwały mi się pytania i refleksje - skąd taki pęd po sprawiedliwość? Skąd brak strachu i chęć ponoszenia ryzyka? Odpowiedź znalazłam w treści, we wstawkach dotyczących pobytu autorki w obozie. Wtedy zrozumiałam skąd w niej ta siła, odwaga i poczucie misji. Jej historię czytało mi się bardzo przyjemnie i łatwo, z dreszczem emocji pod skórą i z oczami szerokimi od zdumienia. Nie ma tu miejsca na nudę, od samego początku zostałam rzucona w wir wydarzeń, który trwał do samego końca. Atuty tej historii to ciekawie naszkicowana intryga kryminalna, głęboki rys psychologiczny bohaterów, lekki język i mnóstwo emocji. Ta książka ma w sobie coś, co przyciąga i sprawia, że ma się ochotę ją czytać.

Kaya Mirecka - Ploss to nieprzeciętna postać. Pisarka, dziennikarka, projektantka mody, aktorka, działaczka społeczna i założycielka Fundacji "Dzieci Śląska". Nigdy nie słyszałam o tej osobie, dlatego poznanie jej przez tą książkę, przez ten fragment jej życia, wydaje mi się być intrygującym przeżyciem, a sama postać autorki niezwykle mi zaimponowała swoją postawą. I chociaż te fragmenty, które wydały mi się najciekawsze i najbardziej interesujące stanowią tylko mały wycinek całej książki, to nie żałuję czasu, jaki poświęciłam na poznanie historii Kai.


Opis książki:
Thriller psychologiczny oparty na faktach. Waszyngton, rok 1977. Kaya Ploss wraz z mężem postanawia sprzedać dom i w tym celu wynajmuje agenta nieruchomości, niejakiego Earmana. Wkrótce dochodzi do morderstwa. Ginie para młodych ludzi: Alan Foreman, kolega Earmana z pracy, i jego dziewczyna Donna. Kaya, obdarzona niezwykłą intuicją, widzi scenę zabójstwa, choć nie może dostrzec mordercy. Czy jest nim Earman? Rozpoczyna się śledztwo, które daje początek osobliwej, mrocznej relacji Kai i Earmana, co zaważy na dalszym życiu autorki... 

Grunt to okładka - kobieta

wtorek, 25 marca 2014

Jodi Picoult - "Głos serca"



W prawdziwym świecie "wieczność" to czasem tylko weekend.

Mamy sobie do powiedzenia rzeczy, na które nikt jeszcze nie wymyślił słów.

... każdy z nas ma na tym świecie jedną jedyną osobę, która jest mu przeznaczona. Tacy ludzie połączeni są nicią utkaną przez Boga. Nie da się tego zmienić, nie sposób się sprzeciwiać.Tą drugą osobą niekoniecznie musi być mąż czy zona lub kochanek. Albo przyjaciel. W wielu przypadkach wcale nie jest to ktoś, z kim się idzie przez życie.

Zawsze chętnie sięgam po książki Jodi Picoult, licząc na dobrą, refleksyjną lekturę. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jeszcze nie miałam przyjemności czytać jej pierwszej powieści - "Głosu serca". Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy znalazłam tę książkę na bibliotecznej półce.

"Głos serca" to wielowątkowa opowieść o miłości i odnajdywaniu siebie. Podzielona na rozdziały za pomocą bohaterów, z których każdy opowiada ze swojej perspektywy tą samą historię. Taka polifoniczność pozwala na lepsze zrozumienie emocji, na lepsze wniknięcie w każdą postać, na lepszą analizę jej duszy Niejednoznaczność sytuacji pozwala na wnikliwsze i głębsze poznanie bohaterów i na dokładniejsze przyjrzenie się szczegółom, tak ważnym i istotnym, determinującym podejmowane decyzje, bo jak się okazuje nic nie jest czarne ani białe. Pewną trudność w czytaniu sprawiał mi brak chronologii, nie mogłam się zorientować w którym momencie wydarzeń jestem, ale po kilkunastu stronach udało mi się odnaleźć rytm powieści. Dzięki temu zabiegowi miałam poczucie, że cała fabuła to rozsypane puzzle, które układam czytając kolejne strony, aż do samego końca tworząc pełny, bogaty w detale i drobiazgi, niczym makatka, obraz "Głosu serca". Napięcie i emocje uderzały we mnie falami, w zależności od tego, który fragment książki czytałam. Akcja, tak naprawdę toczy się nieśpiesznie, a jednocześnie cały czas przykuwa uwagę. Bohaterowie to przeróżne osoby, zbudowane z różnych rodzajów gliny o przeróżnych charakterach, ale połączonych brakiem, nadmiarem, potrzebą jednego uczucia - miłości, która determinuje ich postępowanie. Język powieści jest plastyczny, prosty, a jednocześnie niezwykle malowniczy. Z ogromną siłą oddziałuje na wyobraźnię. W trakcie czytania pod powiekami rysowały mi się te wszystkie obrazy, sceny, o których czytałam. Bardzo ciepłe uczucia i pozytywne emocje wzbudzały we mnie opisy dotyczące humbaków oraz miłość  Oliviera do tych ogromnych zwierząt i pasja, z jaką oddawał się badaniom tych niesamowitych waleni.


To bardzo emocjonalna i liryczna powieść o miłości, która porusza czułe strony duszy. W trakcie czytania nie umiałam polubić żadnego bohatera, tak by nie dostrzec jego wad. Wszyscy wzbudzili moją jednakową sympatię i antypatię. Czułam jak przeszywa mnie ich ból, targające nimi uczucia, ich przemyślenia, aż miałam ochotę nimi potrząsnąć i pokazać im, że krzywdzą siebie, bliskich, innych ludzi. Utożsamiałam się z każdym bohaterem, z każdą sytuacją, z każdą myślą, by na koniec pozostać otępiałą z nadmiaru emocji i z szumem w duszy. To bardzo udany debiut, wart uwagi, wart poświęconych chwil na czytanie.


Opis książki:

Debiutancka powieść Jodi Picoult po raz pierwszy w Polsce!

Jane zawsze żyła w cudzym cieniu. Od nieszczęśliwego dzieciństwa ucieka w małżeństwo z biologiem, pracoholikiem skupionym na karierze zawodowej, Oliverem Jonesem. Jane i to potrafi znieść. Dopiero gdy uświadamia sobie, że również ich córka, Rebeka, jest dla Olivera mało istotna, rodzi się w niej bunt. Pewnego dnia zostawia męża z jego ukochanymi nagraniami wielorybich pieśni i razem z córką wyrusza z San Diego do swojego brata, Joleya, który mieszka w Massachusetts. Jedzie przez całą Amerykę, prowadzona jego listami, czekającymi w oznaczonych urzędach pocztowych. Każdy list otwiera szansę refleksji nad zapomnianą przeszłością i świeżego spojrzenia w przyszłość, a podróż przez kontynent niesie ze sobą wiele niespodzianek. Oliver, nawykły do tropienia humbaków w głębinach oceanów, chce odzyskać żonę i córkę. Jeśli ma tego dokonać, będzie musiał nauczyć się patrzeć na świat, a także na siebie, innymi oczami.

Grunt to okładka - kobieta
Czytam opasłe tomiska - 556 stron


Moja ocena: 4.5/6


niedziela, 23 marca 2014

Michael Crichton, Richard Preston - "Micro"



Umieszczamy bogów w drzewach, powietrzu i oceanie oraz naszych domach, żeby nas bronili, zapewniali nam szczęście, zdrowie i wolność, ale przede wszystkim chronili nas przed samotnością.

Jednak niektóre twierdzenia poddają się weryfikacji, co usprawiedliwia naszą wiarę w ich prawdziwość.

Przyciągająca wzrok okładka, ludzkie oko z czerwoną tęczówką, na tle malutkich rombów, przypominających plaster miodu lub złożone oko owada. I do tego intrygujący opis na okładce, który zapowiada mocne emocje. Dlatego nie mogłam przejść obok tej lektury obojętnie.

Wyobraź sobie, że masz tylko dwanaście milimetrów wzrostu i musisz przeżyć w dżungli, w deszczowych lasach Hawajów. Wyobraź sobie, że możesz spaść z dużej wysokości i nawet nie nabić sobie siniaka, że możesz biegać szybciej niż olimpijczyk i skakać wyżej niż kiedykolwiek myślałeś. Wyobraź sobie, że w jednym centymetrze sześciennym ziemi żyją miliony pajęczaków, nicieni, larw, które są od ciebie większe. Wyobraź sobie, że roztocze łasi się do twoich nóg jak kot, że możesz trzymać pantofelka w dłoni, ptasi śpiew przypomina świdrujący dźwięk, lot komara brzmi jak helikopter, a padający deszcz jest jak bombardowanie. Wyobraź sobie, że jesteś tak malutki, że nie możesz napić się kropli wody, bo nie jesteś w stanie przebić napięcia powierzchniowego. Wyobraź sobie, że twoją jedyną bronią jest maleńki nożyk i wiedza, która posiadasz. Wyobraź sobie, że masz tylko czterdzieści osiem godzin, by znów urosnąć do swoich rozmiarów - inaczej umrzesz. Wyobraź sobie, że jesteś potencjalną ofiarą, nie tylko mikroświata, ale też człowieka naturalnych rozmiarów, który ze wszystkich sił próbuje cię zlikwidować. Boisz się? Ja też. Fascynuje cię to? Mnie też. Uważasz, że mikroświat jest cudowny i chcesz w nim pozostać. Ja też. Dlatego nie mogłam się oderwać od lektury "Micro". Po kilkunastu stronach mój wzrost ledwo przekraczał centymetr, a ja przeniosłam się w magiczny świat owadów, roztoczy i pajęczaków. Ogromny plus dla autorów za zgromadzoną wiedzę na temat tych małych stworzeń i bardzo długą listę naukowych publikacji. Dzięki temu dowiedziałam sporo ciekawostek biologicznych, a to pokrywa się z moim zainteresowaniami.

"Micro" to lektura, która porywa swoją fabułą i wartką akcją. Już od samego początku zostałam wrzucona w wir zdarzeń. Akcja toczy się szybko, jest pełna napięcia i niespodziewanych zwrotów. Język książki jest bardzo łatwy i przyjemny w odbiorze. Mimo, że jest tutaj mnóstwo ciekawostek o mieszkańcach mikroświata, to zostały one przedstawiony w taki sposób, że osoba nie zainteresowana biologią, bez problemu je zrozumie i będzie umiała sobie wyobrazić to, o czym czyta. Poza ciekawym i rzadko spotykanym pomysłem na fabułę, bardzo podobało mi się przedstawienie funkcjonowania i kształtowania struktury społecznej pewnej grupy ludzi, która nagle znalazła się w trudnych warunkach. Okazało się, że wzajemna pomoc, dzielenie się wiedzą i współpraca są niezbędne do przetrwania. Chociaż czasem się nie udaje. Nie zabraknie tutaj przerażających opisów śmierci zadanych przez mrówki, padający deszcz czy osy. Narracja książki prowadzona jest dwutorowo, niektóre rozdziały dotyczą tego co się dzieje w dżungli, inne tego co się dzieje na bieżąco w realnym świecie. Kiedy czytałam o prawdziwym świecie oddychałam głębiej i spokojniej, a kiedy akcja przenosiła się do mikroświata moje nerwy stawały się napięte jak postronki.

Jeśli ktoś ma ochotę na świetnie napisany techno-thriller to polecam wybrać "Micro". To książka, przy której nie sposób się nudzić. Dopracowana w szczegółach, inteligentna i oparta na naukowej bibliografii. Czego chcieć więcej od dobrego dreszczowca?


Opis książki:
Laboratorium biologiczne w Cambridge. Siedmioro doktorantów, a wśród nich Peter Jansen, staje przed szansą, o jakiej dotąd mogli tylko marzyć. Brat Pitera, Eric, proponuje im udział w projekcie naukowym spółki Nanigen, której jest wizeprezesem. Znakomicie wyposażone laboratorium firmy znajduje się na Hawajach, na wyspie Oahu, w otoczeniu dziewiczej przyrody.

Nim doktoranci przybywają na wyspę, Eric ginie w tajemniczych okolicznościach. Prywatne śledztwo Petera ujawnia, iż jego brat padł ofiarą spisku współpracowników, a spółka Nanigen zajmuje się produkcją sprzętu badawczego i pojazdów w mikroskopijnych rozmiarach. Konfrontacja z Drakiem, szefem Nanigen, ma tragiczne konsekwencje. Podstępny biznesmen poddaje grupę działaniu pola tensorowego, co skutkuje miniaturyzacją badaczy. Dzięki pomocy dziewczyny Erica, doktorantom udaje się uciec. Zmniejszeni do wysokości centymetra, rozpoczynają wędrówkę przez hawajską dżunglę. Muszą wrócić do siedziby Nanigen i dostać się do generatora… Tymczasem Drake, pozbywszy się Alison, wysyła w ślad za uciekinierami wyszkolonych zabójców. Młodzi ludzie nie mają wiele czasu – muszę zmierzyć się nie tylko z groźnymi stworzeniami zamieszkującymi mikroświat oraz polującymi na nich mordercami, ale również z chorobą dekompresyjną, która nie pozwala ludziom zbyt długo pozostawać w zmniejszonej postaci… 

Pod hasłem - "Bez spacji"

Moja ocena: 5.5/6 






środa, 19 marca 2014

Bernard Ollivier - “Życie zaczyna się po sześćdziesiątce”



Ludzie żyjący w nędzy zazdroszczą nam bogactwa, ale nie wiedzą, że nawet jeśli zwalczyliśmy biedę, doświadczamy bardziej niż kiedykolwiek lęków, które są im zupełnie obce: przed bezrobociem, śmiercią, złodziejami, żandarmami, sąsiadem, poborcą podatkowym, krachem na giełdzie...

Czym jest bogactwo, kiedy przyjaźń owa nieoceniona cnota, uszlachetnia ludzi, nie znając między nimi różnic?


Starość. Kiedy mamy dwadzieścia lat, nie znamy tego słowa. Kiedy mamy trzydzieści uśmiechamy się z rozrzewnieniem na myśl o nim. Przy czterdziestu myślimy, planujemy i czekamy. W wieku pięćdziesięciu lat odpychamy je od siebie, by tuż przed sześćdziesiątką nie chcieć go znać. Bo starość kojarzy się nam ze smutkiem, samotnością, niedołężnością, chorobą. To nie jest dobry temat do rozmowy, do rozmyślań. O starości się nie mówi, ją się odpycha i wyrzuca poza życie. Ale ona nic sobie z tego nie robi i wraca. Do każdego z nas.

Podobnie było z autorem książki, który przed przejściem na emeryturę był zwyczajnym mężczyzną, wdowcem, z dorosłymi dziećmi, domem i pracą. Był człowiekiem, który nie planował, nie zastanawiał się co go czeka na starość, odpychał ten czas najdalej jak mógł, bojąc się nudy. Do czasu. Do czasu, kiedy przyjaciele na początku emerytury sprezentowali Bernardowi bujany fotel. To było jak olśnienie i bodziec do działania, by nie spędzić reszty na tym właśnie bujanym fotelu, by nie zatracić swojego człowieczeństwa, by znaleźć czas na swoje pasje. Dlatego pewnego dnia w jego głowie zrodził się pomysł długiego marszu, do Santiago de Compostella, sławną trasą pielgrzymów. Początek drogi to były rozmyślania i przemyślenia dotyczące jego przeszłości, dopiero po kilkuset kilometrach, zaczął się skupiać na codzienności, zaczął uważniej patrzeć na mijany świat i odbierać go wszystkimi zmysłami. Ale do dopiero początek fascynującej przygody, jaką stała się emerytura. Następnym krokiem było przejście Jedwabnego Szlaku. W trakcie tej wędrówki w głowie Bernarda narodził się pomysł stworzenia organizacji Seuil, pomagającej młodocianym przestępcom. Ponadto spisał swoje przeżycia na kartach książki "Longue marche". W trakcie swojej wędrówki starał się nie tylko poznać lepiej geografię i historie mijanych terenów, ale skupiał się też na spotykanych ludziach. Rozmawiał z nimi, uczył się ich filozofii, podejścia do życia, serdeczności. Wędrówka miała dla niego wymiar oczyszczający. W trakcie mijanych kilometrów układał i segregował swoje przemyślenia, planował, doceniał samotność i zmieniał swoje życie.

"Życie po sześćdziesiątce" to opowieść o niezwyczajnym człowieku. To historia mężczyzny, który znalazł w swoim życiu pasję i nie bał się jej realizować. To książka, którą powinni przeczytać wszyscy. Nie tylko ci, którzy są już po sześćdziesiątce, nie tylko ci, którzy są przed emeryturą, ale również ci, którzy są młodzi. Według autora to właśnie emeryci powinni być mostem łączącym pokolenia, za pomocą swojej wiedzy i doświadczenia. Aż chciałoby się widzieć więcej tak aktywnych osób jak Bernard. Uśmiechniętych, szczęśliwych, radosnych,żyjących pełnią życia i realizujących swoje marzenia. Zamiast wielu skwaszonych, złych, smutnych, marudzących, zasłaniających się i usprawiedliwiających swoje zachowanie starością, lekko pomarszczonych twarzy. Gdyby każda z tych osób swoje żale, narzekania i pretensje przekuła w dobrą energię, pozytywne emocje i chęć działania, to mielibyśmy najbardziej inspirujące, pogodzone ze światem i optymistyczne społeczeństwo na świecie.
Nie jest to dzieło wybitne, ale naładowane pasją i motywacją. Dlatego warto je poznać bliżej. Pozwolić tej energii przepłynąć do naszej duszy i pozwolić sobie na realizację marzeń. Małych, średnich, dużych. Każdych. Niezależnie od wieku, nie szukając usprawiedliwień, nie żaląc się na swoje życie. Ale w każdy dzień wchodzić z uśmiechem, bo jest on bezbrzeżnie ciekawy i zasługuje na jak najlepsze przeżycie. Ta książka to czysta energia i mam nadzieję, że nie tylko ja się na nią skusiłam.

To książka, która skłania do myślenia, zastanowienia się nad sobą. W trakcie czytania przez moją głowę sunęły myśli i pytania. Jaka będę, gdy skończę sześćdziesiąt lat? Czy będę marudna, pełna pretensji, czy może szczęśliwa i pełna energii? Czy będę wymyślać problemy, które nie istnieją, by je rozwiązywać, czy będę się uśmiechać mimo potknięć i drobnych przeszkód? Czy będę pełna buty i przekonania, że wiem wszystko najlepiej, że muszę mieć swoje zdanie na każdy temat, że moje przeżycia są najważniejszymi, a młodsi ode mnie na niczym się nie znają, czy będę pełna wyrozumiałości, cierpliwości i chętnie dzieliła się swoim doświadczeniem? Czy będę szukała usprawiedliwień na swoje lenistwo i nic nie robienie, i piętrzyła trudności, wymyślając bezsensowne argumenty, czy będę szukać wrażeń i nowych doświadczeń? Czy będę robiła wiele rzeczy powierzchownie nazywając to swoją pasją, czy zanurzę się w pełni w życiu? Czy będę żyła pięknie, spokojnie, skromnie i głęboko, czy tylko pozornie, chociaż głośno zaznaczając siebie i swoje przekonania? Nie wiem jaka będę. Ale wiem jaką osobą nie chciałabym się stać.


Opis książki:

Przygotowujemy ją, planujemy, obliczamy. Niektórzy fantazjują na jej temat, marzą o niej, inni obawiają się jej, uciekają przed nią. Ale doskonale wiemy, że nikt nie uniknie emerytury. Pójście w odstawkę lub wieczne wakacje, emerytura może być prawdziwym dramatem lub złotym wiekiem; Bernard Ollivier, mityczny autor Longue Marche, dokonał wyboru. Dziesięć lat temu, przygnębiony, pozbawiony nadziei i planów na przyszłość, kończył swoją karierę dziennikarską, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób lata nadchodzącego "urlopu" mogłyby okazać się najbogatszymi w jego życiu. W wieku 51 lat stracił i pracę, i żonę – czuł wtedy, że jego życie dobiegło końca. Tymczasem okres ten okazał się najbardziej barwny i emocjonujący z wszystkich etapów jego życia. Ollivier postanowił przekształcić ów emerytalny nadmiar czasu w prawdziwą przygodę – i udało mu się to! Zdziałało otwarcie się na innych ludzi, szczególnie młodych, oraz chęć poznawania świata, czerpania energii z jego uroków i tajemnic. Ollivier podróżował – opuścił Francję i udał się na pielgrzymkę do Santiago di Compostella, a następnie w słynną, opisaną w Długim marszu, podróż Jedwabnym Szlakiem. Udzielał się również społecznie – założył organizację "Seuil", która umożliwia młodym delikwentom odnalezienie się na nowo w społeczeństwie – zawierał nowe przyjaźnie i cieszył się życiem jak nigdy dotąd.

To opowieść o nadziei, odkupieniu i radości życia.

Bernard Ollivier, ur. 1938. Francuski pisarz i dziennikarz, mieszka we Francji. W wieku 16 lat porzucił szkołę, pracował jako doker, kelner, akwizytor, nauczyciel gimnastyki. Maturę zdał niedługo przed 30. urodzinami, aby podjąć studia dziennikarskie. Przez 15 lat zajmował się dziennikarstwem politycznym (m.in. "Paris Match", "Combat"), potem ekonomicznym i społecznym (m.in. "Le Figaro", "Le Matin"), pisał też scenariusze. W trosce o zdrowie (gruźlica w wieku 18 lat) zaczął trenować: biegał w maratonach, stał się dobrym piechurem. Przebył 2325 km na szlaku do Compostelli. Już na emeryturze wyruszył w pieszą podróż Jedwabnym Szlakiem ze Stambułu do Chin. Wędrówkę rozpoczął w 1999 r., zakończył w 2002, przeszedł 12 tysięcy km. Ollivier napisał kilka książek: L'allumette et la bombe – dla młodzieży oraz podróżniczych: zbiór opowiadań Carnets de la longue marche (z akwarelami François Dermaut), podróżniczą trylogię Longue marche i proponowaną tu autobiograficzną La Vie commence a 60 ans.


Z literą w tle - "O/Q"

sobota, 15 marca 2014

Milena Wójtowicz - "Załatwiaczka"




Nikt przecież jeszcze nie udowodnił, że piekło jest pod ziemią.

Na ten tytuł miałam ochotę już dawna, jednak ciągle nie mogłam jej znaleźć na bibliotecznej półeczce. Ale są takie piękne dni, kiedy spełniają się zachcianki, nawet tak trudne, jak wypożyczenie wyczekanej książki. Czytając opis miałam wrażenie, że idealnie pasuje do mojej czytelniczej duszy. I nie zawiodłam się.

"Załatw mi..." to słowa, które rozwiązują wszystkie nasze problemy i sprawiają, że nawet najbardziej wydumane, wymarzone i nierealne pragnienia mogą się spełnić. Wystarczy tylko poprosić o pomoc załatwiaczkę i wypowiedzieć magiczną formułkę. Małgorzata Brzeska wykonuje właśnie ten niezwyczajny zawód i realizuje nawet najbardziej egzotyczne żądania. W pracy pomaga jej wampir, czarodziej, druidka, czytacz marzeń, chodzący po czasie, półtroll i wróżka z zawieszoną licencją. Towarzystwo iście doborowe, po którym można się spodziewać mnóstwa dobrej rozrywki. Dzięki niezwykłemu pomysłowi na fabułę i postacie, książkę czytało mi się rewelacyjnie. Nim się obejrzałam miałam przed sobą ostatni rozdział. Język jest prosty, łatwy i przyjemny w odbiorze, momentami dowcipny, ironiczny i ostry. Liczne i rozwinięte opisy zwiększały i wydłużały przyjemność czytania. Całość lektury tworzy kilka opowiadań, połączonych nitkami wspólnych zdarzeń, postacią głównej bohaterki oraz jej przyjaciół. Niestety na okładce nie znajdziemy żadnej wzmianki, że to opowiadania. Zupełnie świeży pomysł na magię i niewyjaśnione zjawiska sprawił, że doskonale się bawiłam czytając "Załatwiaczkę". Jeśli chodzi o wady, dla mnie było tylko dwie - ciągłe powtarzanie i wyjaśnienia kim jest załatwiaczka i jak funkcjonuje, na dłuższą metę były drażniące (ale należy pamiętać, że to zbiór opowiadań) oraz fakt, że wszystko udaje się załatwić niemalże od ręki odbierał mi trochę radości. Wydaje mi się, że ciekawsze byłoby gdyby załatwiaczka musiała więcej wysiłku, uwagi i pracy włożyć w realizację zleceń. Mimo tych drobiazgów całość lektury, w moim odczuciu była warta uwagi i dostarczyła mi mnóstwo frajdy w trakcie czytania.

"Załatwiaczka" to lektura pełna dobrego humoru, która przegoni ciemne chmury w zły dzień i wywoła uśmiech na twarzy czytelnika. Dobry warsztat pisarski i lekkie pióro sprawiają, że książkę czyta się bardzo dobrze. Momentami znajdziemy w niej trochę niedociągnięć, ale nie przeszkadzają one w ogólnym odbiorze lektury. Wciągający, zabawny i pełen nietypowych, zakręconych zdarzeń zbiór opowiadań o niezwyczajnej dziewczynie. W trakcie czytania czasem zastanawiałam się co bym chciała dostać, jakie miałabym chciejki i czy skusiłabym się na wypowiedzenie magicznej formułki - "załatw mi", może nie byłby to taki zły pomysł?


Opis książki

Urocza młoda Polka, która wygrywa nawet konkurs Miss Studentów, wyjeżdża do Exeter na studia. Jednak co dobrze się zaczyna, skończyć się może dziwnie. Małgorzata dostaje bowiem propozycję nie do odrzucenia: otrzyma w spadku dom po pewnej miłej staruszce, o ile przejmie po niej pracę... załatwiaczki.

Grunt to okładka - kobieta
Czytam fantastykę 
Czytam opasłe tomiska - 446 stron

Polacy nie gęsi  
Pod hasłem - "Bez spacji"
Moja ocena: 5/6

środa, 12 marca 2014

Aisling Juanjuan Shen - "Serce tygrysicy"



Pamiętaj tylko, że twój los jest w twoich rękach. Możesz mieć nad nim władzę, jeśli rzeczywiście tego chcesz.


Lubię sięgać po książki, w których znajduje historię, tradycję i codzienność państw azjatyckich. Najchętniej wybieram lektury napisane przez życie, które dotykają społeczeństw oraz kultur japońskich i chińskich. Dlatego bez wahania wybrałam "Serce tygrysicy" i zaczęłam czytać.

Stopniowo, czytając "Serce tygrysicy" zanurzałam się w świat chińskiej biedoty, gdzie najważniejsza jest umiejętność sadzenia ryżu. Razem z Juanjuan codziennie szłam na poletko wtykać sadzonki, razem z nią brałam udział w sianokosach i chodziłam do szkoły. Wieczne słowa niezadowolenia, obelg i krytyki, które słyszała od swoich rodziców, smagały moje serce niczym bicz. Z każdą przeczytaną stroną widziałam jak Juanjuan się zmienia, jak twardnieje, jak staje się coraz bardziej zdeterminowana, by wyrwać się ze swojej nieciekawej codzienności. Rozumiałam setki jej myśli, przyglądałam się błędom, które robiła i czułam emocje, jakie jej towarzyszyły. Cała opowieść napisana jest bardzo prostym językiem, łatwym w odbiorze. Autorka ma do siebie ogromny dystans, pisząc o sobie niczego nie ubarwia, niczego nie pomija, nie maskuje. Pisze o swoich wadach, o swoich zaletach, o swoich korzeniach, o samej sobie w taki sposób, że już od pierwszej strony podbija moje serce. Dla mnie była to niezwykła podróż po dalekim i nieznanym świecie, jednocześnie była to podróż bardzo emocjonalna. Skupianie się na losach i przeżyciach głównej bohaterki to najważniejszy wątek, ale nie jedyny. Sporo miejsca zajmują również opisy gwałtownych i intenswynych przemian Państwa Środka, szczególnie południowych rejonów Chin. Wraz z pojawieniem się komputerów, internetu, telefonów komórkowych doszło do gigantycznych przemian w każdej dziedzinie gospodarki oraz w strukturze społecznej. Poruszenie tego wątku jeszcze mocniej uwypukla kontrasty między poszczególnymi rejonami tego pańastwa, gdzie wciąż są wioski pełne niepiśmiennych rolników, a z drugiej strony są olbrzymie, nowoczesne technologicznie korporacje skupiające inwestorów, banki, firmy.

"Serce tygrysicy" to szczera, bezkompromisowa, bolesna i chwytająca za serce opowieść chińskiej emigrantki. Napisana odważnie, dosadnie i prawdziwe bez żadnych upiększeń lub łagodzenia. W trakcie czytania wywoływała w mnie mnóstwo skrajnych emocji. To historia młodej i silnej kobiety, która chce zamknąć za sobą nie dającą perspektyw przeszłość. Jej opowieść przesycona jest cierpieniem, wyrzeczeniami, ciężką pracą, osobistymi porażkami i wciąż popełnianymi błędami. To książka, której nie da się czytać na chłodno, z dystansem, bez zaangażowania. To książka, która wywołuje burzę emocji, skłania do przemyśleń i daje pokrzepienie. Że nawet z najgorszej sytuacji można znaleźć wyjście, że warto walczyć o siebie, swoje marzenia i szczęście.




Opis książki:
Pochodząca z rodziny niepiśmiennych rolników, Shen jako pierwsza z wioski dostaje się do kolegium nauczycielskiego, którego absolwentom rząd zapewnia dożywotnią posadę. Zesłana do wioski niewiele większej niż ta, w której się urodziła, Shen walczy z samotnością, sypiając z przygodnie poznanymi mężczyznami. Dzieli tym samym los matki, która dla korzyści materialnych uwikłała się w wieloletni romans pod nosem zobojętniałego na wszystko męża. Aborcja przeprowadzona w koszmarnych warunkach, walka o dach nad głową, moralne poświęcenia, których wymaga się (szczególnie od kobiet) w skorumpowanym świecie chińskiego biznesu, to tylko niektóre z prób, na jakie została wystawiona Shen. Czy uda jej się wygrać nierówną walkę z losem?

Przypominam sobie, jak sadzę siewki ryżu w płytkiej wodzie, a moje bose stopy oblepione są błotem. Słyszę komary bzykające mi koło uszu i czuję, jak pijawki wysysają mi krew z łydek. Widzę siebie, jak później błąkam się po ulicach, nie mając grosza przy duszy. Moim ówczesnym marzeniem była grzana na parze bułka z nadzieniem. Było to wiele lat temu, ale wydaje się, że wczoraj. (…) Siedzę teraz we wspaniałym biurze w finansowej dzielnicy Bostonu, mam na sobie czarny kostium, a jeszcze dziesięć lat temu byłam bezdomna i wędrowałam w Chinach od miasta do miasta. (…) Mam dopiero trzydzieści trzy lata, ale to, co przypadło mi w udziale, wystarczyłoby na sto ludzkich żywotów. Oto moja historia.
Fragment książki "Serce tygrysicy"

Grunt to okładka - kobieta

niedziela, 9 marca 2014

Katarzyna Grochola - "Houston, mamy problem"




Nie tęskni się za tym, czego się nie doświadczyło.

Katarzyna Grochola to autorka o niezwykłym darze pisania wszystkiego i dla wszystkich. Dlatego bardzo chętnie sięgam po jej powieści. I chociaż często muszę czekać w długiej kolejce do kolejnych lektur, to radość z wypożyczenia następnej książki jej autorstwa, jest ogromna. Tak samo było w tym przypadku.

"Houston, mamy problem" to nie jest zwyczajna opowieść o zwykłym mężczyźnie. To jest niezwykła historia Jeremiasza, który szuka swojego miejsca na ziemi. Młody mężczyzna od pierwszej strony podbił moje serce, przede wszystkim nieprzeciętnym poczuciem humoru. Liczne perypetie i przygody głównego bohatera, wywoływały u mnie niepohamowane salwy śmiechu i radości, ale też łzy wzruszenia oraz poczucie ciepła w duszy. Język powieści jest lekki, swobodny i przyjemny w odbiorze. Podobało mi się nacechowanie sposobu mówienia matki Jeremiasza. Dialogi były naturalne i niewymuszone. Fabuła była spójna, ciekawa i dokładnie przemyślana. Akcja wartka, bogata w liczne zwroty, ale bez przesady. Bohaterowie liczni, bez schematyczności, bogaci w swoje przywary, ale posiadający też zalety. Każda z postaci przecina swoją ścieżkę z głównym bohaterem wywołując zmianę toru jego losów. Po każdym takim spotkaniu Jeremiasz uświadamiał sobie kolejny prawdy na swój temat i chociaż początkowo się z nimi nie zgadza, to po pewnym czasie otwiera szerzej oczy i zaczyna dostrzegać swoje wady oraz swoje egoistyczne podejście do bliskich ludzi. Bardzo podobała mi się stopniowo dokonywana wewnętrzna przemiana tego mężczyzny, te chwile refleksji, zastanowienia, rozejrzenia się wokół siebie.

Dużym plusem tej książki jest to, że autorka tak dostanie rozdziela sposób myślenia kobiet i mężczyzn. Duże brawa dla niej za to, że tak mocno się wgryzła w męski umysł i opowiedziała historię z tego punktu widzenia. Znajdziemy tutaj wiele prawd na temat współczesnego faceta, poznamy sposób ich myślenia, postrzegania rzeczywistości, dowiemy się co ma dla nich wartość, a co jest bez znaczenia. Niemalże pełna instrukcja obsługi płci przeciwnej. "Houston, mamy problem" to książka lekka, przyjemna i pełna dobrego humoru, ale nie tylko. To również historia o tym, że w pewnym momencie życia trzeba dorosnąć i zacząć zauważać innych ludzi, że trzeba zacząć pełniej żyć i przestać się skupiać tylko na sobie. To przepiękna opowieść o dojrzewaniu, odkrywaniu siebie i znajdowaniu własnego szczęścia w prostych gestach. Idealna książka dla wszystkich, którzy mają ochotę ogrzać w ciepłych słowach.


Opis książki:
Katarzyna Grochola zmienia front! Czytelnicy z pewnością będą zaskoczeni, gdyż bestsellerowa pisarska bohaterem swej najnowszej książki uczyniła… mężczyznę!

Szykuje się pełna przygód, zaskakująca powieść – jak zwykle utrzymana w błyskotliwym, pełnym humoru stylu – która nie tylko z pewnością podbije serce dotychczasowych czytelniczek Katarzyny Grocholi, ale ma szansę zdobyć nowych fanów – także wśród mężczyzn.

Bohaterem powieści jest Jeremiasz, sympatyczny i błyskotliwy trzydziestodwulatek, który znalazł się na tzw. życiowym zakręcie. Jest piekielnie zdolnym operatorem filmowym, ale okazał się zbyt prawy i bezkompromisowy, by zrobić karierę w filmie. Nie ma pracy, przędzie więc cienko, a kredyt za mieszkanie spłacać trzeba. Bo przecież nie może mieszkać z matką, która ciągle wtrąca się w jego życie. Jeremiasz wie dużo o kobietach, ba! wie o nich wszystko, a może nawet więcej, bo gdzie się obróci, tam jakaś pani – a to matka, a to sąsiadka z piętra, a to córka sąsiadki, a to Zmora mieszkająca piętro niżej, a to kumpela, z którą można pogadać jak z najlepszym przyjacielem. A wszystkie od niego czegoś żądają i każda sprawi mu jakaś niespodziankę.

Czytam opasłe tomiska - 607 stron
Polacy nie gęsi

Moja ocena: 5.5/6


czwartek, 6 marca 2014

Brent Weeks - "Poza cieniem"



Przysięga, której dotrzymujesz, kiedy ci to pasuje, to żadna przysięga.

Czasem łatwo jest kochać, ale trudno przyjąć miłość.

To już ostatni tom trylogii Nocnego Anioła. Książka zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym kończy się poprzedni tom. I mimo znacznej objętości, czyta się bardzo szybko i dobrze, z niesłabnącym zainteresowaniem.

Tym razem akcja powieści osadzona jest przede wszystkim na polu bitwy, w drodze do Oratorium lub w Khalidorze. Dzięki temu znajdziemy znacznie więcej opisów walk, opowieści o magii oraz więcej historii, polityki, warunków współistnienia sąsiadujących krain i wzajemnych zależności. Autor zdecydowanie lepiej przyłożył się do tego zadania. Mniej tutaj chaotyczności, więcej spójności i rytmiczności, a co ważne - wreszcie pojawiło się wyraźne oddzielenie akcji powieści od opisów. Akcja jest wartka, bogata w liczne zwroty, ale są też chwile zatrzymania, kiedy pojawiają się opisy Khali, viru, praktyk khalidorskiego władcy czy zasad działania Oratorium. Te momenty są bardzo wyeksponowane i przykuwały moją uwagę, poszerzając moją wiedzę i rozwiewając wątpliwości czy dając odpowiedzi na pytania, które nasuwały mi się w trakcie lektury poprzednich tomów. Natomiast moja sympatia do bohaterów zaliczyła porządną sinusoidę. Czasami czułam się zmęczona rozważaniami Kylara, jego niezniszczalnością i byciem superbohaterem, który uratował świat. Idealna Elen sprawiała, że ogarniała mnie irytacja na jej wspaniałość, a jednocześnie czerwieniłam się ze wstydu, bo bardzo wiele brakuje mi, by chociaż się do niej zbliżyć. Za to bardzo polubiłam Doriana i Solona, których wątki zostały znacznie rozbudowane i poszerzone - uważam to za bardzo duży plus. I jeszcze zakończenie - było takie idealne, bajkowe i nieprawdziwe. Tak jak w całej książce, tak i w zakończeniu dominuje słodycz i idealizm, co chwilami irytuje.

"Poza cieniem" mimo całej swej cukierkowatości to dobra książka, znacznie lepsza niż jej poprzednia część. Czyta się ją z zapartym tchem, wypiekami na buzi i zaczarowanym spojrzeniem, aż do samego końca. I chociaż pojawiają się tutaj potknięcia, nużące i dłużące się fragmenty czy oklepane pomysły, to jednak warto zapoznać się z tą trylogią. Można powiedzieć, że jest przeciętna, dostrzec w niej wiele wad, można się przyczepić, że jest taka nierealna i pozbawiona polotu, ale można też skupić się na emocjach, których znajdziemy w niej nie mało; na interesujących opisach krain i ich zwyczajów; na wewnętrznych przemianach bohaterów, na rozterkach i pytaniach czym jest lojalność, moralność, przyjaźń - gdzie się kończą; i po przeczytaczniu powiedzieć, że to całkiem dobra trylogia. W moim odczuciu było trochę za dużo idealizmu, za mało intrygującej fabuły, ale nie żałuję czasu, jaki spędziłam z Nocnym Aniołem.



Opis książki:
Logan Gyre jest królem Cenarii, oblężonego królestwa, dysponującego szczątkową armią i odrobiną nadziei. Ma jedną szansę i desperacki i ryzykowny pomysł, który może zniszczyć jego kraj. Na północy nowy Król-Bóg ma plan. Jeśli go zrealizuje, nikt już nie zdoła go powstrzymać. Kylar Stern nie ma wyboru. Żeby ratować przyjaciół - i być może wrogów - musi dokonać niemożliwego: zamordować boginię. Poza cieniem - to gęste od zwrotów akcji zakończenie trylogii "Anioła Nocy".

Czytam fantastykę 
Czytam opasłe tomiska - 616 stron

Moja ocena: 4.5/6

niedziela, 2 marca 2014

Brent Weeks - "Na krawędzi cienia"





Czasem wyjściem z przepaści nie jest wspinanie się na górę



"Na krawędzi cienia" to drugi tom Trylogii Nocnego Anioła, opowieści o Kylarze Sternie, młodym siepaczu. Czytając przeniosłam się na długie godziny do innego świata. Po raz kolejny zanurzyłam się w miejsce pełne magii, czarów i niezwyczajnych bohaterów. Znów przemierzałam uliczki miast, siedziałam na Dnie Piekła, brałam udział w walkach, podglądam czarowników przy pracy.

Mimo znacznej objętości książkę czytało mi się bardzo dobrze. Strony umykały spod palców w szybkim tempie, a ja czytałam z wypiekami na twarzy, cały w napięciu czekając co będzie dalej. Autor znowu zasypuje nas licznymi wątkami, które wzajemnie się przeplatają tworzą warkocz wspólnych zdarzeń. Akcja jest wartka, bogata w liczne zwroty i ciągle nowe zdarzenia. Nadal znajdziemy tutaj mnóstwo postaci, których udział w wydarzeniach jest mniej lub bardziej istotny. Mnóstwo dokładnych i szczegółowych opisów walk. Bardzo dokładna i głęboka analiza zmian w osobowości i psychice ludzi zamkniętych w ciemnych lochach, dokładne opisy wzajemnych relacji, walki o przetrwanie i kształtowania się struktury społecznej. Język nadal przyjemny i łatwy w odbiorze, chociaż zbyt wiele tutaj pogawędek między bohaterami i banalnych stwierdzeń. Momentami miałam wrażenie, że ilość stron jest tworzona na siłę, tylko po to by wypreparować dłuższą historię, co trochę mi przeszkadzało. Pod koniec książki czułam się już trochę zmęczona całością.

"Na krawędzi cienia" to dość dobra książka, ale nie tak dobra, jak jej poprzedniczka. Zabrakło mi trochę pomysłu na fabułę, momentami dłużyło mi się czytanie. Zbyt wiele drobnych, pobocznych wątków sprawiało, że gubiłam się w tym o czym ta książka tak naprawdę jest. Zbyt mało tutaj Kylara, zbyt wiele wszystkiego innego. Miałam nadzieję, że poznam bliżej postać siepacza, tymczasem trochę się zawiodłam. Za to dużym plusem jest poświęcenie znacznej uwagi ludziom egzystującym w Piekle, wstrząsające i wzbudzające emocje opisy, zapadały w pamięć. Mimo tych wad, czytanie tej książki było przyjemnością i miło spędzonym czasem, a zakończenie sprawiło, że z niecierpliwością i zainteresowaniem sięgnę po kolejny tom. I jeszcze słówko o okładce, bo nadal jest brzydka i nie zachęca do czytania, ale muszę przyznać, że wydawca utrzymał spójność i jednolitość całej trylogii.



Opis książki:
Jako szczur z ulicy wychował się w slumsach i nauczył się szybko oceniać ludzi. I podejmować ryzyko. Na przykład zgłaszając się na ucznia do Durzo Blinta. Jednak żeby zostać przyjętym do terminu, Merkuriusz musi odrzucić swoje dawne życie i przyjąć nową tożsamość. Jako Kylar Stern nauczył się poruszać w świecie zabójców - w świecie niebezpiecznych polityków i dziwnej magii. I musi rozwijać talent do zabijania.

Teraz Kylar Stern odrzucił życie zabójcy. Po krwawym przewrocie, zorganizowanym przez Króla-Boga, mistrz i najbliższy przyjaciel Kylara zginęli. Przyjacielem był Logan Gyre - następca cenaryjskiego tronu. Jednakże niewielu arystokratów przeżyło, żeby opłakiwać jego śmierć. Kylar zaczyna więc od nowa: w nowym mieście, z nowymi towarzyszami, w nowym zawodzie.

Kiedy jednak dowiaduje się, że Logan może żyć - uwięziony, w ukryciu - staje przed najcięższym wyborem: może na zawsze porzucić drogę cienia i odnaleźć spokój w nowej rodzinie. Może też wykorzystać swój niszczycielski talent i lata ćwiczeń, żeby ratować przyjaciela i kraj... jednak wtedy straci to, co dla niego najcenniejsze.


Czytam fantastykę 
Czytam opasłe tomiska - 568 strony

Moja ocena: 4.5/6