środa, 19 marca 2014

Bernard Ollivier - “Życie zaczyna się po sześćdziesiątce”



Ludzie żyjący w nędzy zazdroszczą nam bogactwa, ale nie wiedzą, że nawet jeśli zwalczyliśmy biedę, doświadczamy bardziej niż kiedykolwiek lęków, które są im zupełnie obce: przed bezrobociem, śmiercią, złodziejami, żandarmami, sąsiadem, poborcą podatkowym, krachem na giełdzie...

Czym jest bogactwo, kiedy przyjaźń owa nieoceniona cnota, uszlachetnia ludzi, nie znając między nimi różnic?


Starość. Kiedy mamy dwadzieścia lat, nie znamy tego słowa. Kiedy mamy trzydzieści uśmiechamy się z rozrzewnieniem na myśl o nim. Przy czterdziestu myślimy, planujemy i czekamy. W wieku pięćdziesięciu lat odpychamy je od siebie, by tuż przed sześćdziesiątką nie chcieć go znać. Bo starość kojarzy się nam ze smutkiem, samotnością, niedołężnością, chorobą. To nie jest dobry temat do rozmowy, do rozmyślań. O starości się nie mówi, ją się odpycha i wyrzuca poza życie. Ale ona nic sobie z tego nie robi i wraca. Do każdego z nas.

Podobnie było z autorem książki, który przed przejściem na emeryturę był zwyczajnym mężczyzną, wdowcem, z dorosłymi dziećmi, domem i pracą. Był człowiekiem, który nie planował, nie zastanawiał się co go czeka na starość, odpychał ten czas najdalej jak mógł, bojąc się nudy. Do czasu. Do czasu, kiedy przyjaciele na początku emerytury sprezentowali Bernardowi bujany fotel. To było jak olśnienie i bodziec do działania, by nie spędzić reszty na tym właśnie bujanym fotelu, by nie zatracić swojego człowieczeństwa, by znaleźć czas na swoje pasje. Dlatego pewnego dnia w jego głowie zrodził się pomysł długiego marszu, do Santiago de Compostella, sławną trasą pielgrzymów. Początek drogi to były rozmyślania i przemyślenia dotyczące jego przeszłości, dopiero po kilkuset kilometrach, zaczął się skupiać na codzienności, zaczął uważniej patrzeć na mijany świat i odbierać go wszystkimi zmysłami. Ale do dopiero początek fascynującej przygody, jaką stała się emerytura. Następnym krokiem było przejście Jedwabnego Szlaku. W trakcie tej wędrówki w głowie Bernarda narodził się pomysł stworzenia organizacji Seuil, pomagającej młodocianym przestępcom. Ponadto spisał swoje przeżycia na kartach książki "Longue marche". W trakcie swojej wędrówki starał się nie tylko poznać lepiej geografię i historie mijanych terenów, ale skupiał się też na spotykanych ludziach. Rozmawiał z nimi, uczył się ich filozofii, podejścia do życia, serdeczności. Wędrówka miała dla niego wymiar oczyszczający. W trakcie mijanych kilometrów układał i segregował swoje przemyślenia, planował, doceniał samotność i zmieniał swoje życie.

"Życie po sześćdziesiątce" to opowieść o niezwyczajnym człowieku. To historia mężczyzny, który znalazł w swoim życiu pasję i nie bał się jej realizować. To książka, którą powinni przeczytać wszyscy. Nie tylko ci, którzy są już po sześćdziesiątce, nie tylko ci, którzy są przed emeryturą, ale również ci, którzy są młodzi. Według autora to właśnie emeryci powinni być mostem łączącym pokolenia, za pomocą swojej wiedzy i doświadczenia. Aż chciałoby się widzieć więcej tak aktywnych osób jak Bernard. Uśmiechniętych, szczęśliwych, radosnych,żyjących pełnią życia i realizujących swoje marzenia. Zamiast wielu skwaszonych, złych, smutnych, marudzących, zasłaniających się i usprawiedliwiających swoje zachowanie starością, lekko pomarszczonych twarzy. Gdyby każda z tych osób swoje żale, narzekania i pretensje przekuła w dobrą energię, pozytywne emocje i chęć działania, to mielibyśmy najbardziej inspirujące, pogodzone ze światem i optymistyczne społeczeństwo na świecie.
Nie jest to dzieło wybitne, ale naładowane pasją i motywacją. Dlatego warto je poznać bliżej. Pozwolić tej energii przepłynąć do naszej duszy i pozwolić sobie na realizację marzeń. Małych, średnich, dużych. Każdych. Niezależnie od wieku, nie szukając usprawiedliwień, nie żaląc się na swoje życie. Ale w każdy dzień wchodzić z uśmiechem, bo jest on bezbrzeżnie ciekawy i zasługuje na jak najlepsze przeżycie. Ta książka to czysta energia i mam nadzieję, że nie tylko ja się na nią skusiłam.

To książka, która skłania do myślenia, zastanowienia się nad sobą. W trakcie czytania przez moją głowę sunęły myśli i pytania. Jaka będę, gdy skończę sześćdziesiąt lat? Czy będę marudna, pełna pretensji, czy może szczęśliwa i pełna energii? Czy będę wymyślać problemy, które nie istnieją, by je rozwiązywać, czy będę się uśmiechać mimo potknięć i drobnych przeszkód? Czy będę pełna buty i przekonania, że wiem wszystko najlepiej, że muszę mieć swoje zdanie na każdy temat, że moje przeżycia są najważniejszymi, a młodsi ode mnie na niczym się nie znają, czy będę pełna wyrozumiałości, cierpliwości i chętnie dzieliła się swoim doświadczeniem? Czy będę szukała usprawiedliwień na swoje lenistwo i nic nie robienie, i piętrzyła trudności, wymyślając bezsensowne argumenty, czy będę szukać wrażeń i nowych doświadczeń? Czy będę robiła wiele rzeczy powierzchownie nazywając to swoją pasją, czy zanurzę się w pełni w życiu? Czy będę żyła pięknie, spokojnie, skromnie i głęboko, czy tylko pozornie, chociaż głośno zaznaczając siebie i swoje przekonania? Nie wiem jaka będę. Ale wiem jaką osobą nie chciałabym się stać.


Opis książki:

Przygotowujemy ją, planujemy, obliczamy. Niektórzy fantazjują na jej temat, marzą o niej, inni obawiają się jej, uciekają przed nią. Ale doskonale wiemy, że nikt nie uniknie emerytury. Pójście w odstawkę lub wieczne wakacje, emerytura może być prawdziwym dramatem lub złotym wiekiem; Bernard Ollivier, mityczny autor Longue Marche, dokonał wyboru. Dziesięć lat temu, przygnębiony, pozbawiony nadziei i planów na przyszłość, kończył swoją karierę dziennikarską, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób lata nadchodzącego "urlopu" mogłyby okazać się najbogatszymi w jego życiu. W wieku 51 lat stracił i pracę, i żonę – czuł wtedy, że jego życie dobiegło końca. Tymczasem okres ten okazał się najbardziej barwny i emocjonujący z wszystkich etapów jego życia. Ollivier postanowił przekształcić ów emerytalny nadmiar czasu w prawdziwą przygodę – i udało mu się to! Zdziałało otwarcie się na innych ludzi, szczególnie młodych, oraz chęć poznawania świata, czerpania energii z jego uroków i tajemnic. Ollivier podróżował – opuścił Francję i udał się na pielgrzymkę do Santiago di Compostella, a następnie w słynną, opisaną w Długim marszu, podróż Jedwabnym Szlakiem. Udzielał się również społecznie – założył organizację "Seuil", która umożliwia młodym delikwentom odnalezienie się na nowo w społeczeństwie – zawierał nowe przyjaźnie i cieszył się życiem jak nigdy dotąd.

To opowieść o nadziei, odkupieniu i radości życia.

Bernard Ollivier, ur. 1938. Francuski pisarz i dziennikarz, mieszka we Francji. W wieku 16 lat porzucił szkołę, pracował jako doker, kelner, akwizytor, nauczyciel gimnastyki. Maturę zdał niedługo przed 30. urodzinami, aby podjąć studia dziennikarskie. Przez 15 lat zajmował się dziennikarstwem politycznym (m.in. "Paris Match", "Combat"), potem ekonomicznym i społecznym (m.in. "Le Figaro", "Le Matin"), pisał też scenariusze. W trosce o zdrowie (gruźlica w wieku 18 lat) zaczął trenować: biegał w maratonach, stał się dobrym piechurem. Przebył 2325 km na szlaku do Compostelli. Już na emeryturze wyruszył w pieszą podróż Jedwabnym Szlakiem ze Stambułu do Chin. Wędrówkę rozpoczął w 1999 r., zakończył w 2002, przeszedł 12 tysięcy km. Ollivier napisał kilka książek: L'allumette et la bombe – dla młodzieży oraz podróżniczych: zbiór opowiadań Carnets de la longue marche (z akwarelami François Dermaut), podróżniczą trylogię Longue marche i proponowaną tu autobiograficzną La Vie commence a 60 ans.


Z literą w tle - "O/Q"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz