Maski się zmieniają, ale twarze pod maskami pozostają te same.
Nadzieja to kłamstwa, które sobie wmawiamy na temat przyszłości.
Na trylogię Nocnego Anioła miałam ochotę już od dawna, ale niestety biblioteczna półka z literką "W" świeciła pustką. Do pewnego dnia, kiedy pozbawiona złudzeń zerknęłam na sam dół regału, a tam stały sobie cichutko grubiutkie książki Brenta Weeksa. Porwałam trójksiąg w ramiona i lekkim krokiem pomaszerowałam do domu, by czytać i czytać. I faktycznie, zaczytałam się w "Drodze cienia" na bardzo długie godziny, wędrowałam po Norach, znalazłam się na królewskim dworze oplecionym siecią intryg, spotkałam bliżej władców, siepaczy i właścicielkę burdeli, dowiedziałam się co to Talent, kim są czarownicy, magowie, magi. Jednocześnie przebywałam w świecie biedoty i slumsów, w świecie bogactwa i splendoru, w świecie magii i czarów. A każdy z tych światów był tak samo intrygujący i przerażający jednocześnie.
"Droga cienia" to książka, która porywa od pierwszego zdania. Już na samym początku zostałam wrzucona w wir wydarzeń, którego na początku nie rozumiałam. Co to są Nory, gildia, jaszczurki? Ale w miarę czytania wszystko stawało się jasne i logiczne. Bohaterowie są liczni, bardzo. Każda z postaci jest inna, ubrana w inne przeżycia, emocje i poglądy, ukształtowana za pomocą innych wydarzeń z przeszłości. Natomiast wszyscy posiadają bardzo głęboką analizę psychiczną, mocny rys charakteru i interesującą osobowość. Bohaterowie byli bardzo prawdziwi, żywi i naturalni, ale nie schematyczni. Fabuła spójna, znaczna ilość wątków pobocznych i nagłe zwroty akcji, które wzajemnie się przeplatają sprawiając, że lektura cały czas trzyma w napięciu. Liczne rozgrywki polityczne, dokładnie zobrazowane walki oraz szczegółowe opisy fachu siepaczy, ich życia, treningów i znajomości trucizn oraz pułapek, sprawiają, że momentami czułam się jakbym brała udział w szkoleniu z zabijania. I to w najlepszym szkoleniu, bo prowadzonym przez mistrza. Język powieści jest bardzo przyjemny w odbiorze, prosty i melodyjny. Dialogi są liczne, naturalne, mądre, a jednocześnie niezwykle lekkie. Ale momentami pojawiały się literówki lub słówka, które zmieniały sens zdań. Czasem też zdarzały się tak zawiłe i rozbudowane zdania, że musiałam je kilkakrotnie czytać. Na szczęście te drobne przeszkody nie odebrały mi przyjemności przebywania w niezwykłym świecie Kylara Sterna.
Brent Weeks zadebiutował tą powieścią, a właściwie pierwszym tomem trylogii. Myślę, że jest to naprawdę bardzo udany debiut, którym się zachwycam. I zachwytu tego nie wyrażą żadne słowa. Mimo drobnych niedociągnięć "Droga cienia" porwała mnie i wciągnęła w wydarzenia, które skrywa na swoich kartach. I słówko o okładce - została fatalnie dobrana, jest brzydka i nie pasuje do treści, a jednocześnie sugeruje, że jest powieść dla młodych czytelników, z czym nie do końca mogę się zgodzić. W moim odczuciu "Droga cienia" jest książką wielowymiarową i wielopłaszczyznową, która wymaga od czytelnika głębszej refleksji i większej dojrzałości. I jeszcze jeden mały minusik dla wydawnictwa - brak jakiekolwiek mapki, która ułatwiłaby orientację. Poza tym to świetna książka, której niesamowity klimat pozostanie mi na długo w pamięci.
Opis książki
Dla Durzo Blinta zabijanie to sztuka, a w tym mieście on jest największym artystą. Dla Merkuriusza przetrwanie nie jest rzeczą pewną. Nie ma żadnej gwarancji przeżycia. Jako szczur z ulicy wychował się w slumsach i nauczył się szybko oceniać ludzi. I podejmować ryzyko. Na przykład zgłaszając się na ucznia do Durzo Blinta. Jednak żeby zostać przyjętym do terminu, Merkuriusz musi odrzucić swoje dawne życie i przyjąć nową tożsamość. Jako Kylar Stern musi nauczyć się poruszać w świecie zabójców - w świecie niebezpiecznych polityków i dziwnej magii. I musi rozwijać talent do zabijania.
Czytam fantastykę
Pod hasłem - "Ruch"
Czytam opasłe tomiska - 575 strony
Moja ocena: 5.5/6