środa, 3 września 2014

Andriej Bielanin - "Miecz Bez Imienia"




Wyobraź sobie, że jesteś na zwykłym festynie i dla zabawy wymachujesz nieprawdziwym mieczem. Wyobraź sobie, że zaglądasz w ruiny zamku i chodzisz po zatęchłych, pełnych starych kamieni i kurzu korytarzach. Wyobraź sobie, że kiedy się odwracasz Twój świat znika, a Ty przenosisz się w miejsce kipiące starą magią, z licznymi fantastycznymi stworami i ogromną ilością przygód. Wyobraź sobie, że dostajesz do ręki swój miecz. Miecz Bez Imienia. I zaczynasz brać udział w pewnej grze. Grze, której zasady są banalne, lecz ich realizacja przekracza Twoje najśmielsze marzenia. Masz tylko jedno wyjście grać lub zginąć. Zagrasz?

Dawno, dawno się tak nie uśmiałam czytając książkę. A raczej pożerając ją. "Miecz Bez Imienia" to lektura, która kipi od dobrego humoru, paradoksalnych sytuacji, absurdalnych zwrotów akcji i zabawnych dialogów. Nieprzeciętny pomysł na fabułę i doskonałe jego wykonanie sprawiają, że od książki ciężko się oderwać. Ponadto ciągłe wybuchy niekontrolowanego śmiechu wzbudzają zainteresowanie otoczenia. 

Bohaterowie to niezwykła mieszanka ludzi i stworów. Poczynając od czarownic, przez smoki, gobliny, diabły, kończąc na wampirach. Każda z ras jest inna, każda ma stosunkowo ściśle określony charakter, ale każda z nich jest tak samo urocza i zabawna. Oczywiście największą sympatię wzbudza lord Osienica ze swoimi wiernym rycerzem, giermkiem i wiedźmą. Zaskakująca mieszanka? Też tak myślę, ale dobór tych postaci był najlepszym co można było stworzyć.

Pojawia się tylko jedna mała wada tej książki. Jest zbyt krótka. Na tych dwustu stronach jest tyle akcji, przygód i pomysłów, że aż nie można się delektować, lepiej poznać ten fantastyczny świat czy przyjrzeć się stworom.

"Miecz Bez Imienia" to wyjątkowo dobre, stare fantasy. Może nie jest zbyt skomplikowane i nie porusza zbyt wielu różnych problemów, chociaż jeśli ktoś ma ochotę może się doszukiwać tutaj wielowymiarowości fabuły i z pewnością ją znajdzie. Dla mnie to była przede wszystkim dobra rozrywka i parodia typowego heroic fantasy, ale z klasą i w dobrym stylu.  I mnóstwo śmiechu.



 
Opis książki:
Za sprawą tajemniczego miecza Andriej przenosi się z rozbawionego festynu do równoległego średniowiecznego świata. Jako trzynasty landgraf Miecza Bez Imienia ma znaleźć wyjście z zamku, z którego nie ma wyjścia i zgładzić potężnego maga... 

 Klucznik (okładkowe love, seria)
 
 Moja ocena 6/6


2 komentarze:

  1. Ten humor mnie ostatecznie przekonał do sięgnięcia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Humoru to jest dostatek. Książkę czytałam w przychodni, więc ludzie z kolejki co chwilę zerkali na mnie z ciekawością, bo wciąż wybuchałam śmiechem ;)

    OdpowiedzUsuń