Wyobraź sobie, że jesteś na zwykłym festynie i dla zabawy wymachujesz nieprawdziwym mieczem. Wyobraź sobie, że zaglądasz w ruiny zamku i chodzisz po zatęchłych, pełnych starych kamieni i kurzu korytarzach. Wyobraź sobie, że kiedy się odwracasz Twój świat znika, a Ty przenosisz się w miejsce kipiące starą magią, z licznymi fantastycznymi stworami i ogromną ilością przygód. Wyobraź sobie, że dostajesz do ręki swój miecz. Miecz Bez Imienia. I zaczynasz brać udział w pewnej grze. Grze, której zasady są banalne, lecz ich realizacja przekracza Twoje najśmielsze marzenia. Masz tylko jedno wyjście grać lub zginąć. Zagrasz?
Dawno, dawno się tak nie uśmiałam czytając książkę. A raczej pożerając ją. "Miecz Bez Imienia" to lektura, która kipi od dobrego humoru, paradoksalnych sytuacji, absurdalnych zwrotów akcji i zabawnych dialogów. Nieprzeciętny pomysł na fabułę i doskonałe jego wykonanie sprawiają, że od książki ciężko się oderwać. Ponadto ciągłe wybuchy niekontrolowanego śmiechu wzbudzają zainteresowanie otoczenia.
Bohaterowie to niezwykła mieszanka ludzi i stworów. Poczynając od czarownic, przez smoki, gobliny, diabły, kończąc na wampirach. Każda z ras jest inna, każda ma stosunkowo ściśle określony charakter, ale każda z nich jest tak samo urocza i zabawna. Oczywiście największą sympatię wzbudza lord Osienica ze swoimi wiernym rycerzem, giermkiem i wiedźmą. Zaskakująca mieszanka? Też tak myślę, ale dobór tych postaci był najlepszym co można było stworzyć.
"Miecz Bez Imienia" to wyjątkowo dobre, stare fantasy. Może nie jest zbyt skomplikowane i nie porusza zbyt wielu różnych problemów, chociaż jeśli ktoś ma ochotę może się doszukiwać tutaj wielowymiarowości fabuły i z pewnością ją znajdzie. Dla mnie to była przede wszystkim dobra rozrywka i parodia typowego heroic fantasy, ale z klasą i w dobrym stylu. I mnóstwo śmiechu.
Opis książki:
Za sprawą tajemniczego miecza Andriej przenosi się z rozbawionego festynu do równoległego średniowiecznego świata. Jako trzynasty landgraf Miecza Bez Imienia ma znaleźć wyjście z zamku, z którego nie ma wyjścia i zgładzić potężnego maga...
Klucznik (okładkowe love, seria)
Z literą w tle - "A"
Moja ocena 6/6
Ten humor mnie ostatecznie przekonał do sięgnięcia :)
OdpowiedzUsuńHumoru to jest dostatek. Książkę czytałam w przychodni, więc ludzie z kolejki co chwilę zerkali na mnie z ciekawością, bo wciąż wybuchałam śmiechem ;)
OdpowiedzUsuń