wtorek, 27 października 2015

Izabella Frączyk - Jak u siebie


Czasem wydaje mi się, że kiedy trafiam na biblioteczną półkę z nowościami to przenoszę się wprost do małego książkowego raju. Zwłaszcza, kiedy mogę wybrać opowieści jeszcze pachnące drukiem, ubrane w nowiutkie sukieneczki okładek, w których nabita jest pierwsza data zwrotu. Potem ten raj zmienia się w małą refleksję, że jednak nie bardzo potrafię wybierać to, co wartościowe i chyba znów zapałałam zbyt dużym entuzjazmem.

Lekko, szybko i przyjemnie. Bez zaangażowania myśli, serca i duszy. Bo jak się wczuć w taką historię, chociaż opowiedzianą przez kogoś, to jednak bezosobową? Opowieść, którą można skrócić do jednego słowa - remont. Po zastanowieniu można dorzucić jeszcze - przyjaźń, miłość i duże problemy małych spraw oraz cudowny happy end. Bez cudownego poczucia humoru i absurdalnych pomysłów, bez ciepła i mądrości, bez emocji. Oklepane, wtórne i pospolite.

Opowieść przeciętna, taka jakich wiele. Ani dobra ani zła.  I gdyby nie ten uparcie trwający remont, to nie wiem czy zapamiętałabym coś więcej. Może nic. Czytadło. Nie najgorsze, ale jednak wciąż zwyczajne czytadło.


Opis książki:
Eliza miała wszystko, czego chciała. Stabilny związek, mieszkanko na warszawskiej Starówce i wymarzoną pracę pielęgniarki w ekskluzywnym domu seniora na Marcowym Wzgórzu. Zadowolona z życia spokojnie żyła z dnia na dzień, dopóki jedna z jej podopiecznych nie obdarowała jej spadkiem. Przekonana, że to tylko trochę biżuterii, na skutek nieporozumienia stała się właścicielką zrujnowanego podmiejskiego hotelu, w dodatku o dość wątpliwej reputacji. Mimo fachowej pomocy przyjaciółki, poukładany świat Elizy w jednej chwili stanął na głowie, bo w sytuacji gdy wszystkim się wydawało, że odziedziczyć można wyłącznie złote góry, bohaterce przyszło stawić czoło wyzwaniom, o jakich jej się nawet nie śniło. 

Klucznik (przeczytana w jeden dzień)
Polacy nie gęsi
 
Moja ocena 3,5/6


2 komentarze: