czwartek, 3 listopada 2016

Michel Bussi - Nie puszczaj mojej dłoni


Czasem chciałoby się przeczytać dobrą historię. A przynajmniej przyzwoitą. Żeby rozwiązać supełki zagadki i zapomnieć o rzeczywistości. Na chwilę znaleźć się w innym świecie. Dopasować nowe ramki zwyczajności. Czasem chciałoby się, by było dobrze. Ale nie wychodzi.

Czytam, czytam i doczytać nie mogę. Bo im bliżej jestem końca, tym bardziej to wszystko się wydłuża i rozmywa. I chociaż wydawałoby się, że nie można już odwlekać, to jednak można. Można przez wiele stron ciągnąć kilka ostatnich minut. 

Można rozczarować. Tak bardzo, że z ulgą zatrzaskuję ostatnią stronę. Koniec. Nareszcie.

Nieprzeciętnie niedoskonała opowieść. Mogłaby być rewelacyjną, a jest zwyczajnie słaba. Bez polotu, bez fanfar. Bez niczego. Z piękną okładką. To za mało.


Opis książki:
Para zakochanych wypoczywa na rajskiej wyspie La Réunion. Rozleniwienie, palmy, słońce i turkusowe morze tworzą doskonały koktajl. Nagle sielanka zamienia się w koszmar. Kiedy Liane znika z hotelu, jej mąż Martial Bellion staje się podejrzanym numer jeden. Tym bardziej, że ucieka razem z ich sześcioletnią córką.

Policja organizuje blokadę dróg, nad wyspą kołują helikoptery. Rozpoczyna się szaleńczy pościg wśród najbardziej mozaikowej społeczności świata. A jeśli za tym usianym trupami polowaniem na człowieka kryje się przerażającą manipulację?

Bestsellerowa powieść Nie puszczaj mojej dłoni w samej Francji została sprzedana w nakładzie ponad 70 000 egzemplarzy. 

Moja ocena: 2/6



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz