Lubię takie historie, które oplatam na koniuszkach palców. I czasem myślę, że faktycznie jest zbyt mało
kryminału w kryminale, albo zbyt dużo kryminału w obyczajówce. Ale ja lubię gdy
czasem czegoś jest za dużo, albo za mało, jeśli to do siebie pasuje. Tak jak w tej opowieści. 
Przenieść się w dobrze znajome miejsce, wypełnione znanymi postaciami.
Zbierać wysypujące się słowa, splatać warkocze zdarzeń, zmiękczać ostrość fragmentaryczności i zmywać obrazy spod przymkniętych powiek. 
Dlatego zachwycam się, chociaż można by powiedzieć, że
bezzasadnie, bo przecież są niedociągnięcia, potknięcia, rozwleczenia i
papierowość.
I wciąż lubię tak rozplatać te nanizane wątki, z samych koniuszków
palców.  Czytać z wypiekami na buzi i nie zastanawiać się czy tak powinno
być, czy może coś jest niedopracowane. Bo jest. Ale i tak się zaczytywałam z
niekłamanym zachwytem.
Opis książki:
Kolejny po „Motylku” i „Więcej czerwieni” tom sagi o policjantach z niewielkiej wsi Lipowo. 
Seria o Lipowie to nie tylko trzymające w napięciu klasyczne kryminały  psychologiczne, ale także powieści z rozbudowanym wątkiem społecznym i  obyczajowym, które porównywane są do książek Agathy Christie i  szwedzkiej królowej gatunku, Camilli Läckberg.
W Lipowie nastał świąteczny czas. Wszystko pachnie sosnowym igliwiem, a w  ceglanym kościele śpiewa się kolędy. Jedno tylko mąci spokój  mieszkańców wsi: już za kilka dni ma wrócić morderca. Przez długie  piętnaście lat nikt we wsi nie wymawiał nawet jego imienia. Młodszy  aspirant Daniel Podgórski ma szczególne powody, żeby nienawidzić  mężczyzny - sprawcy pożaru, w którym bohaterską zginął ojciec  policjanta. Jakby tego było mało, we wsi zjawia się rodzeństwo ze  Szwecji, które grozi jednemu z mieszkańców. Podgórski stara się  zapanować nad sytuacją. Nie spodziewa się jednak, że na dzień przed  Wigilią zabójczy ogień zapłonie na nowo.
  Moja ocena 4.5/6 





